Dębówka

Tajemnice opuszczonych wojskowych
magazynów
amunicji garnizonu Lublin

Jeśli kiedykolwiek marzyliście o odkrywaniu miejsc, gdzie przeszłość zdaje się wciąż szeptać swoje tajemnice, opuszczony wojskowy magazyn amunicji na Sławinie w Lublinie to miejsce, które powinno znaleźć się na liście miejsc, które warto zobaczyć. To miejsce pełne historii, przyrody i nieco mrocznej atmosfery, które zaskakuje swoim klimatem nawet tych, którzy nie są fanami eksploracji opuszczonych przestrzeni. Tutaj puls może bić szybciej, bo atmosfera miejsca buduje niepewność i sprawia, że adrenalina potrafi nieco się podnieść. Jeśli jesteście ciekawi tego miejsca rozsiądźcie się wygodnie za monitorem, a po lekturze wybierzcie się tu osobiście. Nie ma co przedłużać, startujemy do miejsca, które mogłoby stać się planem filmowym dla nie jednego horroru.

A jak atrakcyjność miejsca

 
Magazyn amunicji na Sławinie był częścią garnizonu wojskowego Lublin, który w czasach PRL-u pełnił ważną rolę strategiczną. Składowano tu amunicję, materiały wybuchowe oraz sprzęt wojskowy, który miał zabezpieczać potrzeby wojsk stacjonujących w okolicy. Wraz z transformacją ustrojową i zmianą priorytetów w latach 90., miejsce straciło swoje znaczenie i zostało opuszczone.
 
Dziś magazyn to ruina, która opiera się zębowi czasu, kryjąc w swoich murach ducha minionych epok. Spacerując tutaj miałem małe déjà vu z czasów, gdy maszerowałem po wyludnionym mieście Prypeć na Ukrainie, w obwodzie kijowskim, w rejonie wyszogrodzkim, leżącym na północnym zachodzie od Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Link do tej wyprawy znajdziecie tutaj.
 
 
Co można tu zobaczyć?
Choć z zewnątrz magazyny mogą wyglądać na zwykłe, zaniedbane budynki, to wnętrze kryje w sobie prawdziwe skarby dla miłośników urban exploration (urbexu).
 
Tunele i hale – rozległe pomieszczenia i korytarze, które niegdyś wypełnione były skrzyniami z amunicją, teraz budzą respekt swoją pustką. Ślady przeszłości – zardzewiałe elementy wyposażenia, napisy na ścianach, a nawet resztki dokumentacji czy oznaczeń wojskowych, które przypominają o pierwotnym przeznaczeniu miejsca. Mroczny klimat – magazyn otoczony jest lasem, co dodaje mu atmosfery odcięcia od współczesności. Cisza i echo kroków w pustych pomieszczeniach mogą przyprawić o gęsią skórkę.
 
Dla kogo to miejsce?

Magazyn na Sławinie to gratka dla miłośników historii, pasjonatów urbexu i fotografów, którzy szukają wyjątkowych kadrów. To także miejsce, które może zainteresować lokalnych mieszkańców chcących lepiej poznać mniej znaną stronę Lublina.

Dziś w internecie krążą wspomnienia z tego wyjątkowego miejsca: “Spędziłem w tym miejscu wiele dziesiątków dni i nocy stojąc na warcie. Posterunki rozmieszczone były wokół całego terenu, pomiędzy ogrodzeniami z drutu kolczastego. Zmiana warty chodziła po obwodzie. Były 3 stałe posterunki i okresowo 4 posterunek alarmowy przed wartownią. Warta trwała 24 godziny – od godz. 19 do 19 dnia następnego. Wartownik uzbrojony był w AK-47 czyli “kałacha” i miał 120 szt. amunicji (4 pełne magazynki). Zmiana na posterunku trwała 2 godziny, potem 4 godziny przerwy. W nocy część żołnierzy spała, druga część obowiązana była czuwać. Na teren ochraniany (wewnątrz podwójnego ogrodzenia) wartownicy co do zasady nie mieli wstępu… Było to pomiędzy jesienią 1980 a jesienią (październikiem) 1982 roku. Częściowo podczas stanu wojennego. ⚔️ Było, minęło, to już dawna historia… “ – te wspomnienia, nie pozwalają tak łatwo zapomnieć o tym miejscu mimo, że przyroda z każdym rokiem przejmuje je we władanie.


B jak bezpieczeństwo

 

Warto jednak pamiętać, że zwiedzanie takich miejsc wiąże się z pewnym ryzykiem. Budynki są opuszczone, co oznacza, że jego struktura może być niestabilna. Dlatego lepiej nie wybierać się tam samotnie i zawsze zachować ostrożność, szczególnie, że możecie natknąć się na zwierzęta grasujące w tutejszym lesie. Uważajcie również na kolczaste druty, które mogą Was zaskoczyć w najmniej oczekiwanej chwili.

 

C jak cenne informacje

 
Jak się tam dostać?
Opuszczony magazyn znajduje się w dzielnicy Sławin, niedaleko lokalnych szlaków spacerowych. Najłatwiej dotrzeć tam pieszo lub rowerem, zwłaszcza że okolica oferuje piękne krajobrazy i jest doskonała na aktywny wypoczynek. Warto dopytać mieszkańców lub poszukać informacji w lokalnych grupach pasjonatów urbexu, aby znaleźć najbezpieczniejszą drogę do tego miejsca.
 
Podsumowanie
Magazyn amunicji na Sławinie to nie tylko kawałek historii Lublina, ale także dowód na to, jak szybko przemijają czasy i zmieniają się priorytety. Dla jednych to miejsce tajemnicze i intrygujące, dla innych – dowód na to, jak wojskowe dziedzictwo Polski wciąż żyje w opuszczonych zakamarkach miast.
 
Jeśli szukasz nietypowego miejsca do odwiedzenia w Lublinie, magazyn na Sławinie to coś, co zapadnie Ci w pamięć na długo. Może nawet usłyszysz w tych murach echo dawnych czasów? Jedno jest pewne, piękno tutejszej przyrody może Was oczarować.
 

linia

Blog powstaje dzięki wsparciu Patronów:

AMBA Team, Drukarni Nova Druk oraz Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Lubelskiego.

DZIĘKUJĘ WAM

Zainspiruj się podróżniczo i zobacz moje  WYPRAWY

Zajrzyj  po więcej zdjęć do mnie na INSTAGRAM

Bądź na bieżąco, polub już dziś mój profil na FACEBOOK’u

Podobał Ci się wpis? Wesprzyj blog i zostań moim PATRONEM

 

Jabłeczna

Ukryta perła Wschodniej Polski
ABC o Jabłecznej 

Jeśli marzycie o podróży, gdzie czas płynie wolniej niż Wi-Fi u babci na wsi, a cisza jest tak głęboka, że słychać własne myśli (czasem nawet te, o których lepiej byłoby zapomnieć), to Jabłeczna jest właśnie dla Was! Ten malutki kawałek wschodniej Polski to miejsce, gdzie natura i historia idą w parze niczym Shrek i Osioł, Tom i Jery, albo Maryla Rodowicz i jej sceniczne kreacje. Zapnijcie pasy bo ruszamy w krótką wyprawę do jednego z najbardziej wyjątkowych zakątków Lubelszczyzny.

A jak atrakcje Jabłecznej

Gdy myślimy o wyjątkowych miejscach w Polsce, nasze myśli nie zawsze kierują się na wschód naszego kraju. Dziś postaram się Was przekonać, że ta część ojczyzny skrywa w sobie miejsca, które potrafią zachwycić swoim spokojem, historią i niezwykłą atmosferą. Jednym z takich miejsc jest Jabłeczna – mała wieś położona nad Bugiem, która kryje w sobie unikatową duchowość i piękno przyrody.

Dlaczego warto odwiedzić Jabłeczną?

Jabłeczna, choć jest niewielka, znana jest głównie z jednego wyjątkowego miejsca – Monasteru Świętego Onufrego. Ten prawosławny klasztor ma ponad 500-letnią historię i stanowi jedną z najważniejszych prawosławnych świątyń w Polsce. Usytuowany jest w otoczeniu bujnej zieleni, na brzegu rzeki Bug, klasztor wydaje się przenosić odwiedzających w zupełnie inny świat.

Monaster Świętego Onufrego

Legenda głosi, że miejsce pod budowę monasteru zostało wskazane przez samego świętego Onufrego, którego ikona wpłynęła na brzegi Bugu w okolicach Jabłecznej. Dziś monaster jest nie tylko miejscem modlitwy i refleksji, ale również skarbnicą kultury i historii.

Warto odwiedzić go szczególnie podczas jednego z prawosławnych świąt, kiedy klasztor tętni życiem. Wierni przybywają z różnych zakątków Polski, a atmosfera wypełnia się śpiewami i zapachem kadzideł. Największym wydarzeniem jest odpust ku czci świętego Onufrego, który odbywa się w czerwcu.

B jak Bug

Jabłeczna to nie tylko monaster – to również wyjątkowe otoczenie przyrodnicze. Bug, który przepływa w pobliżu, tworzy malownicze krajobrazy, idealne na spacer lub rowerową przejażdżkę. Rzeka wyznacza granicę z Białorusią, a jej nieskażona natura sprawia, że miejsce jest idealne dla miłośników ciszy i spokoju.

W okolicy można spotkać liczne gatunki ptaków, a tereny wokół Jabłecznej to raj dla ornitologów i fotografów przyrody. Z dala od zgiełku miast, można tu naprawdę poczuć bliskość natury, ciszę i spokój, której nie doświadczycie w dużych miastach.

C jak cenne informacje

Choć Jabłeczna to niewielka miejscowość, w okolicy znaleźć można kilka miejsc noclegowych, od agroturystyk po gospodarstwa oferujące lokalne specjały. Będąc w  okolicy warto jest spróbować tutejszego miodu, serów i innych regionalnych smakołyków, a w tym kwasu podlaskiego.

 

Jak dojechać?

Jabłeczna leży w województwie lubelskim, około 50 km na południowy wschód od Białej Podlaskiej. Najlepiej dotrzeć tu samochodem, co pozwala na wygodne zwiedzanie okolicy. Alternatywą są lokalne autobusy, choć ich rozkład może być ograniczony.

Podsumowanie

Jabłeczna to miejsce, które zachwyca spokojem, duchowością i pięknem natury. To idealna destynacja dla tych, którzy szukają odskoczni od codziennego zgiełku i pragną na chwilę zanurzyć się w historii i przyrodzie. Jeśli jeszcze nie odwiedziliście tej części Polski, Jabłeczna może stać się Waszym nowym ulubionym zakątkiem, unikatowym odkryciem, którego nie spodziewaliście się dotychczas po wschodniej Polsce.

Zapraszam Was do odkrywania Jabłecznej – miejsca, gdzie czas płynie wolniej, a każdy zakątek opowiada swoją historię.  Na dziś tyle, trzymajcie się zdrowo i do następnego razu. Cześć.

linia

Blog powstaje dzięki wsparciu Patronów:

AMBA Team, Drukarni Nova Druk oraz Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Lubelskiego.

DZIĘKUJĘ WAM

Zainspiruj się podróżniczo i zobacz moje  WYPRAWY

Zajrzyj  po więcej zdjęć do mnie na INSTAGRAM

Bądź na bieżąco, polub już dziś mój profil na FACEBOOK’u

Podobał Ci się wpis? Wesprzyj blog i zostań moim PATRONEM

Imaginarium

ABC o Teatrze Imaginarium w Lublinie

Dziś po raz kolejny zabieram Was w podróż po Europejskiej Stolicy Kultury, tym razem w głąb Miasta Inspiracji, do wyjątkowej atrakcji turystycznej, która, mam nadzieję, zainteresuje Was bardziej niż niespodziewana wizyta akwizytora przy domofonie. Mowa o Teatrze Imaginarium – moim zdaniem jednym z najbardziej unikalnych punktów na mapie Lublina, który oferuje zupełnie nowe spojrzenie na to magiczne miasto. To miejsce, w którym odkryjecie historię Lublina z zupełnie innej perspektywy. Lubelskie zaułki skrywają bowiem wiele niezwykłych opowieści i legend, a najlepiej przekonać się o tym na własne oczy, szczególnie, że można tego wszystkiego doświadczyć w jednym miejscu. Mam nadzieję, że dzisiejszy wpis przekona Was do wizyty w Lublinie oraz odwiedzenia samego Imaginarium, ale zacznijmy wszystko od początku. Czas otworzyć przed Wami drzwi tego niezwykłego miejsca.

A jak atrakcje Teatru Imaginarium

Teatr Imaginarium to niezwykła opowieść o tajemniczym i mistycznym Lublinie, przedstawiona w formie inspirującego spektaklu. Główną rolę grają tu poruszające się mechaniczne figurki oraz postacie, które stają się bohaterami naszej podróży, zabierając nas w fascynujące przestrzenie. Schodząc do podziemi Kamienicy Lubomelskich, wyruszamy w podróż pełną mistycyzmu, tajemnic i inspirujących historii. To swoista podróż w czasie, której zdecydowanie warto doświadczyć.

Odkrywamy tu nie tylko świat miejskich legend i podań, ale także ważne wydarzenia historyczne, które miały miejsce w Kozim Grodzie. Wyjątkowość tego miejsca potęguje starannie dobrana muzyka oraz gra świateł, a dopełnieniem są setki postaci i zwierząt wykonanych z niezwykłą dbałością o detale. Moim zdaniem to właśnie te figury stają się prawdziwymi bohaterami tego miejsca – między innymi dla nich warto odwiedzić Teatr Imaginarium.

B jak bohaterowie Imaginarium

Legendy, udokumentowane historie, podania, sztuki piękne i literatura – wszystko to splata się w fantastyczny spektakl, który oferuje Teatr Imaginarium. Warto jest lepiej poznać jego bohaterów, by w pełni zrozumieć doświadczenia, jakie oferuje to miejsce. Zaznaczę tylko, że kolejność przedstawianych bohaterów jest nie tylko subiektywnie dobrana, ale i wybiórcza. Celowo nie zdradzam wszystkich bohaterów, byście mieli też trochę niepewności, gdy zawitacie do tych przestrzeni.

Na początek mamy Jaszę Mazura, postać, którą zapewne znacie z powieści noblisty Isaaca Bashevisa Singera Sztukmistrz z Lublina. Jasza, główny bohater tej książki, znalazł swoje miejsce również w Imaginarium. Singer opisuje go następująco: „Potrafił chodzić na rękach, połykać ogień lub miecze, fikać koziołki jak małpa. Nikt nie mógł mu dorównać. (…) Można go było uwięzić nocą w pokoju, zamknąć drzwi od zewnątrz, a następnego ranka Jasza przechadzał się nonszalancko po rynku, kłódka zaś nadal wisiała na drzwiach. Potrafił dokonać tego nawet ze związanymi rękami i nogami”. Wielu uważało, że uprawia czarną magię i posiada czapkę niewidkę, dzięki której mógł się przeciskać przez ściany. Inni sądzili, że to mistrz iluzji. A kto z Was nie chciałby zobaczyć człowieka, który „oczy miał niczym kot; potrafił widzieć w ciemności; wiedział, gdzie znaleźć zagubione przedmioty, i umiał nawet czytać myśli”? Jasza Mazur to również marzyciel dążący do nieosiągalnych celów, pragnący m.in. latać. Żył pełnią życia, korzystając z jego uroków, aż tragiczne wydarzenia zmusiły go do przemiany duchowej. Jego historia to opowieść pełna uniwersalnych prawd, którą warto odkryć.

Kolejną postacią jest książę Leszek Czarny, władający tymi ziemiami, choć rezydujący w Krakowie. Według legendy, po otrzymaniu wieści o najazdach Jaćwingów na Lublin w 1282 roku, książę pośpieszył mieszkańcom z odsieczą. Choć wrogowie zdążyli złupić miasto, książę nie poddał się. Obóz rozbił w dębowym gaju, dawnym miejscu pogańskiego kultu, gdzie miał proroczy sen. Archanioł Michał obiecał mu zwycięstwo, po którym Leszek ruszył w pogoń za Jaćwingami i rozgromił ich wojska. Z wdzięczności kazał w miejscu gaju wybudować kościół pod wezwaniem św. Michała Archanioła. Dziś miejsce to upamiętniają rekonstrukcje fundamentów nieistniejącego już kościoła na Placu Farnym.

W kolejnych pomieszczeniach dowiaduję się sporo ciekawostek o Józefie Czechowiczu, to poeta, którego Poemat o mieście Lublinie odgrywa w Imaginarium ważną rolę. Przewodnikiem po nocnym Lublinie jest tajemniczy wędrowiec z jego twórczości, który towarzyszy nam podczas pełni księżyca. W Imaginarium cieszy mnie obecność motywu tego lubelskiego poety awangardy międzywojennej. Warto wspomnieć, że od wielu lat Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN organizuje spacer śladami Czechowicza, który serdecznie Wam polecam.

Czterej Jeźdźcy Apokalipsy przypominają natomiast o ciemniejszych kartach historii Lublina, kiedy w latach 1622–1625 miasto nawiedziła epidemia dżumy, która zebrała straszliwe żniwo. Do tego doszły m.in. głód i niedostatek. To ważne, że Teatr Imaginarium pokazuje również trudne momenty w dziejach miasta, wzbogacając w ten sposób klimat opowieści. W końcu to nie jest instagramowy świat influenserek i nie wszystko musi być pokazane przez pryzmat różowych okularów i magicznych cukierkowych filtrów.

Kolejna postać to Jakub Icchak Horowitz, zwany „Widzącym z Lublina”, który pod koniec XVIII wieku uczynił miasto ważnym ośrodkiem chasydyzmu. Jego nauki o radości życia, chwale Boga poprzez taniec i śpiew nadały mu mistyczny wymiar. Postać ta doskonale wpisuje się w charakter Imaginarium, pełnego duchowości i tajemnicy.

Również Salomon ben Jechiel Luria, zwany Maharszalem, zasługuje na uwagę. W XVI wieku przy ulicy Jatecznej wzniesiono synagogę jego imienia, co podkreśla znaczenie Lublina jako centrum żydowskiej myśli religijnej. Jego działalność w jesziwie, zwanej „Oxfordem Europy”, przyciągnęła uczonych z całego kontynentu. Imaginarium pięknie oddaje ten element kultury żydowskiej, której Lublin od wieków był ważnym ośrodkiem.

Imaginarium to nie tylko postacie, ale i ważne wydarzenia historyczne, takie jak Unia Lubelska zawarta w 1569 roku, która stworzyła Rzeczpospolitą Obojga Narodów. To jeden z kluczowych momentów nie tylko w historii Polski, ale i Europy, a Imaginarium upamiętnia go w wyjątkowy sposób.

Nie brakuje tu również lubelskich legend, takich jak ta o diabelskim sądzie z 1637 roku, który miał miejsce w Lublinie. Do dziś możecie zobaczyć w Zamku Lubelskim stół z odciskiem czarciej łapy, będący pamiątką po tym wydarzeniu, a więcej na ten temat przeczytacie tutaj.

Imaginarium odkrywa także mniej znane ciekawostki, jak wydanie Księgi Zohar w 1623 roku w lubelskiej drukarni hebrajskiej. To jeden z głównych tekstów kabalistycznych, który odgrywał kluczową rolę w przekazie żydowskiej mistyki z Zachodu na Wschód Europy.

Na koniec warto wspomnieć o relikwiach Drzewa Krzyża Świętego, które w 1420 roku trafiły do Lublina za sprawą biskupa kijowskiego Andrzeja. Choć w 1991 roku zostały skradzione, przez wieki przyciągały pielgrzymów i przyczyniły się do wielu cudów w mieście.

W Imaginarium nie mogło zabraknąć również Golema, którego według legendy stworzył Eliasz z Chełma. Ten gliniany olbrzym, ożywiony przez rabina, strzegł miejscowej społeczności żydowskiej, aż został unicestwiony z obawy przed jego potęgą.

Całość dzisiejszej podróży dopełnia wątek krystalomancji, której oddawał się Władysław Jagiełło. To wyjątkowy przykład wpływu dawnych wierzeń na życie jednego z największych władców Polski. Krystalomancja opierała się na wierze, że przy użyciu kryształu można nawiązać kontakt z aniołami, prosząc ich o przekazanie wiedzy pochodzącej od samego Boga – słyszeliście o tym wcześniej?

Powyższe postacie, to nie jedyni bohaterowie tego miejsca, trzeba bowiem wspomnieć o inspirującej pani przewodnik Pani Patrycji Serafin, która przybliżyła mi wiele ciekawych opowieści i zainspirowała do napisania dzisiejszego wpisu. Warto również, żebyście wiedzieli, że pomysłodawcą i autorem scenariusza wystawy jest Pan Tomasz Pietrasiewicz. Zdradzę Wam, że będąc na początku podróży w Teatrze Imaginarium warto jest zwrócić uwagę na postać mieszcząca się po lewej stronie, zaraz po wejściu do tego magicznego świata, uruchamiającą bajkowy mechanizm Imaginarium. Myślę, że wielu z Was wyda się znajoma.

Podsumowując, Teatr Imaginarium to miejsce pełne fascynujących postaci i wydarzeń, a jego twórcy w tym Państwo: Paulina Kara, Tomasz Żbik, Grzegorz Kopeć, Henryk Świerszcz, Anna Kłys, Edwin Kolanowski, Sławomir Guz, Alina Januszczyk, Agnieszka Wiśniewska, Patrycja Serafin i Jacek Jeremicz, Michał Kaczkowski, Jacek Romański i wielu innych – stworzyli niesamowitą przestrzeń. Bez tych osób Teatr Imaginarium nie byłby tak doskonale dopracowanym miejscem, a dbałość o najmniejszy detal widoczna jest tu gołym okiem. Chapeau bas dla Państwa. Trudno jest wymienić wszystkich bohaterów Teatru Imaginarium, zarówno tych realnych jak i tych fikcyjnych. Nie mniej jedna chylę czoła przed wszystkim, którzy do jego powstania się przyczynili i uważam, parafrazując słowa premier z pewnego płomiennego wystąpienia: „takie miejsce Europejskiej Stolicy Kultury się po prostu należało” i tego zdania będę bronił niczym ów premier, nagród dla swoich ministrów.

C jak ceny biletów i inne cenne informacje

Bilety do Teatru Imaginarium można nabyć online lub w Centrum Informacji Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie, mieszczącym się przy ulicy Grodzkiej 21. Warto wiedzieć, że bilety internetowe można kupić wyłącznie z miesięcznym wyprzedzeniem lub najpóźniej pół godziny przed zwiedzaniem. Dostępne są one na stronie: https://bilety.teatrnn.pl.

Aktualne ceny biletów prezentują się następująco:

  • 70 zł – bilet normalny,
  • 50 zł – bilet ulgowy.

Pamiętajcie jednak, że ceny mogą ulec zmianie, a podane ceny dotyczą grudnia 2024 roku, więc najlepiej sprawdzać je na stronie, którą podałem powyżej, lub klikając tutaj.

Teatr Imaginarium oferuje również możliwość zakupu voucherów, które świetnie sprawdzą się jako prezent dla bliskich, znajomych czy pracowników. Vouchery są dostępne w kasie Centrum Informacji Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie. Cena za jeden voucher, który uprawnia do jednorazowego wstępu na wystawę „Teatr Imaginarium”, wynosi 70 zł. Voucherów, w przeciwieństwie do tradycyjnych biletów, nie można nabyć online.

Jak dotrzeć do Teatru Imaginarium?

Wejście do Teatru Imaginarium znajduje się w jednej z najbardziej rozpoznawalnych kamienic lubelskiego Starego Miasta, pod adresem Rynek 8. Jest to piękna Kamienica Lubomelskich, zlokalizowana w sercu Starego Miasta, mieści się ona w pobliżu Trybunału Koronnego.

Ile trwa zwiedzanie? Czy można zwiedzać samodzielnie? Ile osób może wziąć udział w jednym pokazie?

Zwiedzanie odbywa się w kameralnych grupach, liczących do 7 osób, a trwa około 75 minut. Co ważne, odbywa się ono wyłącznie z przewodnikiem. Powiem Wam szczerze – odwiedzenie tego miejsca bez opowieści przewodnika nie byłoby tak cennym doświadczeniem.

Dla kogo przeznaczony jest Teatr Imaginarium?

Ze względu na charakter wystawy, polecam ją osobom powyżej 6. roku życia. Spodoba się każdemu ciekawemu świata, a szczególnie tym, którzy chcą lepiej poznać DNA Lublina.

Masz dodatkowe pytania?

Śmiało pisz do mnie lub najlepiej możesz skontaktować się bezpośrednio z Teatrem Imaginarium. Poniżej zostawiam Wam dane kontaktowe:

  • tel.: 780 072 013
  • e-mail: imaginarium@tnn.lublin.pl

Na koniec zachęcam Was do odkrywania tajemnic Lublina w Teatrze Imaginarium. Za drzwiami oznaczonymi napisem „Imaginarium” czeka na Was mnóstwo inspiracji, które koniecznie musicie przeżyć, jeśli chcecie odkryć coś niezwykłego. Dla mnie dotarcie tu było tak ekscytującym wydarzeniem, że miałem nieodparte przekonanie, iż nawet drewniane lalki zaczęły z radości bić brawo. Teraz mam natomiast nieodparte wrażenie, że mój dzisiejszy wpis opanuje świat jak dżuma Lublin w 1622 roku – szybko i nie bez konsekwencji.

Dodatkowo polecam Wam lekturę książki „Tajemniczy Lublin. Przewodnik” autorstwa Tomasza Pietrasiewicza, która przedstawia magiczne i tajemnicze miejsca w Lublinie. To doskonałe uzupełnienie Waszej wizyty, w której autor zaprasza nas do odkrywania miasta z zupełnie nowej perspektywy. Ja poniżej zostawiam Wam jeszcze garść zdjęć z Teatru Imaginarium.

Trzymajcie się zdrowo i do następnego razu! Cześć!

linia

Blog powstaje dzięki wsparciu Patronów:

AMBA Team, Drukarni Nova Druk oraz Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Lubelskiego.

DZIĘKUJĘ WAM

Zainspiruj się podróżniczo i zobacz moje  WYPRAWY

Zajrzyj  po więcej zdjęć do mnie na INSTAGRAM

Bądź na bieżąco, polub już dziś mój profil na FACEBOOK’u

Podobał Ci się wpis? Wesprzyj blog i zostań moim PATRONEM

ABC o Podziemiach Browaru Perła w Lublinie

Gotowi na podróż w podziemne zakamarki Miasta Inspiracji?

Lublin kryje wiele historycznych tajemnic, a jedną z ciekawszych atrakcji turystycznych są Podziemia Browaru Perła. Jeśli zastanawiasz się, czy warto odwiedzić to miejsce, przygotowałem mini przewodnik, który podzieliłem na trzy części. Przedstawię tu informacje o atrakcjach czekających na Ciebie, ciekawostki o samym browarze oraz szczegóły dotyczące cen biletów i innych cennych moim zdaniem informacji. Zabieram Cię więc do podziemnego świata Miasta Inspiracji, który skrywa perłowe skarby. Wierzę, że tutejsze tajemnice przekonają Cię do odwiedzenia Lublina i jego najskrytszych zakątków. Nie ma co bajerować jak Świadkowie Jehowy pod drzwiami, czy przy Bramie Krakowskiej, czas przejść do konkretów – jesteście gotowi? Kaski na głowy i ruszamy.

A jak atrakcje w podziemiach Browaru Perła

Podziemia Browaru Perła to nie tylko fascynująca wycieczka przez historyczne zakamarki, ale także inspirująca podróż przez świat piwowarstwa. W podziemiach znajdziesz ciekawe elementy, które przybliżą Ci historię Browaru, tajniki procesu warzenia piwa oraz tradycje piwowarskie regionu.

Będąc tutaj, masz wyjątkową okazję zwiedzić unikalne wnętrza i korytarze, w których zobaczysz, jak kiedyś przechowywano surowce i gotowe piwo. To wyjątkowa szansa, by przenieść się w czasie. Podczas zwiedzania będziesz mieć świetną okazję, by dowiedzieć się, jak wygląda proces warzenia piwa – od wyboru surowców, przez fermentację, aż po butelkowanie i dystrybucję.

Bez wątpienia, dla miłośników piwa jedną z największych atrakcji jest możliwość degustacji różnych wariantów piwa Perła. Jest to wisienka na torcie, której doświadczysz na koniec zwiedzania. Możesz spróbować klasycznych smaków oraz nowych, sezonowych piw. Dowiesz się o różnicach między jasnym, a ciemnym piwem oraz poznasz nuty smakowe, które w sobie skrywają. Jeśli będzie Ci mało, nic się nie martw – tuż obok jest Perłowa Pijalnia Piwa, gdzie będziesz mógł odkryć jeszcze więcej „perłowych skarbów” i w pełni zanurzysz się do w złocistym świecie bąbelków i gęstej piany.

B jak Browar

Browar Perła ma bogatą tradycję sięgającą XIX wieku. Powstał na terenie dawnego klasztoru oraz kościoła Ojców Reformatów i odegrał istotną rolę w rozwoju Lublina. W zmodernizowanym dawnym klasztorze, gdzie w latach 1846–2001 warzono piwo, skrywa się wiele tajemnic, ciekawych historii i inspirujących pomieszczeń. Zacznijmy jednak od początku. W 1846 roku Browar założył Henryk Vetter, którego nazwisko na stałe wpisało się w historię piwowarstwa w Lublinie. Browar szybko zyskał popularność nie tylko w Polsce, ale także za granicą. Jego produkty wielokrotnie nagradzano za wysoką jakość. Obecnie marka Perła jest jednym z czołowych producentów piwa w kraju i jest znana z takich produktów jak Perła Export, Perła Chmielowa czy Perła Miodowa. Nowoczesne technologie idą w parze z poszanowaniem tradycji piwowarskich, co przekłada się na kolejne sukcesy tej firmy. Na terenie Browaru po dziś dzień można odnaleźć  detale pamiętające o klasztornej przeszłości tego miejsca.

Browar Perła, mieszczący się przy ulicy Bernardyńskiej, to bez wątpienia zabytek lubelskiego przemysłu. Chociaż dopiero od 2014 roku udostępniono do zwiedzania Podziemia Browaru Perła, to przez te 10 lat wielu turystów eksplorowało ten szlak. Podróżując po zakamarkach, poznali bogatą historię tego miejsca. Legenda głosi, że robili również inne ciekawe rzeczy, ale ten wątek pozostawię bez komentarza. Niech wyobraźnia czytelników mojego bloga tworzy dalsze niedopowiedzenia…

C jak ceny biletów i cenne informacje

Ceny biletów na zwiedzanie Podziemi Browaru Perła są przystępne i zależą od rodzaju biletu. Za bilet normalny, który obejmuje zwiedzanie z przewodnikiem oraz degustację piwa, zapłacicie 30,00 zł. Bilet ulgowy przysługuje osobom niepełnoletnim powyżej 6. roku życia i kosztuje 15,00 zł. Naturalnie, w ramach tego biletu nie obowiązuje degustacja. Na koniec najlepsza wiadomość: dzieci poniżej 6 lat wchodzą bezpłatnie. Już widzę, jak w Waszych głowach rodzi się myśl: „ależ by się chciało cofnąć w czasie!”.

Istnieje również możliwość rezerwacji dla grup. Wówczas przewodnik grupy/organizator wycieczki/opiekun osób niepełnoletnich – jak zwał, tak zwał – wejdzie za darmo (1 osoba na 15 osób niepełnoletnich).

Całe zwiedzanie trwa około godziny, a bilety najlepiej zarezerwować z wyprzedzeniem, szczególnie w sezonie letnim, kiedy zainteresowanie tą atrakcją jest największe. Moim zdaniem, jest to dla każdego miłośnika podróży i lokalnych tradycji, obowiązkowy punkt do odwiedzenia na mapie turystycznych atrakcji Lublina.

Samo zwiedzanie zawsze odbywa się z przewodnikiem. Osoby zainteresowane udziałem w zwiedzaniu Podziemi Browaru Perła powinny dokonać rezerwacji, wysyłając e-mail na adres: podziemiabrowaru@perla.pl. Można również zrobić to telefonicznie pod numerem +48 669 611 981 (od poniedziałku do piątku w godzinach 9:00–16:00). Istnieje szansa, że zwiedzicie Browar bez rezerwacji, ale wyłącznie wtedy, gdy będą wolne miejsca w grupie. Dla pewności polecam więc dokonać rezerwacji, by mieć gwarancję i pierwszeństwo zwiedzania.

Teraz ważna kwestia – warto sprawdzać informacje na ten temat na oficjalnej stronie Browaru, ponieważ ja podaję dane aktualne we wrześniu 2024 roku 😉 Więc jeśli trafisz na ten wpis za 10 lat *(a ja nie dokonam aktualizacji), sytuacja może być zupełnie inna.

Podkreślę również, że na dzień dzisiejszy podziemia nie są przystosowane dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich. Zwiedzanie odbywa się w języku polskim, ale po wcześniejszym uzgodnieniu możliwe jest oprowadzanie również w języku angielskim. Grupy mogą liczyć maksymalnie do 25 osób.

Na terenie kompleksu znajdują się również apartamenty, w których można zanocować, a gdy zgłodniejecie, pod ręką macie Perłową Pijalnię Piwa, oferującą smaczne menu oraz piwa produkowane przez Perła – Browary Lubelskie S.A., w tym niektóre dostępne wyłącznie w Perłowej. W sezonie działa tu również kino plenerowe. Czego chcieć więcej od życia? No może jeszcze kąpieli w piwie i perłowego SPA z saunarium z prawdziwego zdarzenia. Wiem, wiem, trochę mnie poniosło i się rozmarzyłem, niczym akwizytor przy domofonie, gdy przypadkowo otworzono mu drzwi do klatki. Pomału trzeba jednak wracać na Ziemię – dajcie mi lepiej znać z kim widzimy się niebawem w Lublinie?

Na koniec pozostaje mi tylko zostawić Wam garść zdjęć z tego ciekawego miejsca i napisać – do zobaczenia w Mieście Inspiracji i w Perłowych Podziemiach. Trzymajcie się zdrowo i do następnego razu – cześć!

 

linia

Blog powstaje dzięki wsparciu Patronów:

AMBA team oraz Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Lubelskiego.

DZIĘKUJĘ WAM

 

Zainspiruj się podróżniczo i zobacz moje  WYPRAWY

Zajrzyj  po więcej zdjęć do mnie na INSTAGRAM

Bądź na bieżąco, polub już dziś mój profil na FACEBOOK’u

Podobał Ci się wpis? Wesprzyj blog i zostań moim PATRONEM

 

 

Jarmark Jagielloński 2024

Jarmark Jagielloński w Lublinie to wyjątkowe wydarzenie, które łączy bogactwo tradycji z nowoczesnymi interpretacjami sztuki ludowej. Odbyło się ono w dniach 23–25 sierpnia 2024 roku, nadszedł więc czas na małe podsumowanie i subiektywne ABC z tegorocznej edycji Festiwalu RE:TRADYCJA – JARMARK JAGIELLOŃSKI, bo dokładnie taką nazwę ma ta impreza. To podczas tego festiwalu Lublin staje się centrum kultury ludowej, przyciągając artystów, rzemieślników i miłośników tradycji z całej Europy. Rozsiądźcie się wygodnie i zobaczcie na własne oczy jak wyglądało to w tym roku. Impreza była tak gorąca że nie trudno było o pożar którego nie ugasiłoby kilkadziesiąt zastępów na czele ze strażakiem Samem i to nie tylko z uwagi na wysokie temperatury, ale dawkujmy emocje – gotowi? To ruszamy do Miasta Inspiracji.

A JAK ATRAKCJE

Organizator, czyli Warsztaty Kultury w Lublinie znów stanął na wysokości zadania i zadbał o mnogość atrakcji. Szczególnie, że mam nieodparte wrażenie iż organizacja osiemnastki, bo tyle lat ma już ten festiwal jest bardziej skomplikowana niż próba zorganizowania turnieju szachów z mrówkami.

Podczas tego festiwalu można było podziwiać prace ponad 100 rzemieślników, którzy prezentowali też tradycyjne wyroby, takie jak kosze kabłącoki, rzeźby sakralne i świeckie, czy dekoracje inspirowane regionalnymi wzorami. Na odwiedzających czekał także bogaty program muzyczny, w tym koncerty i warsztaty poświęcone śpiewom tradycyjnym, z udziałem artystów z różnych regionów Europy. Nie zabrakło również wystaw, koncertów i kultowych potańcówek.


Główna scena festiwalu została zlokalizowana na Błoniach pod Zamkiem, gdzie odbyły się najważniejsze koncerty, w tym występ Katariny Barruk, która w swojej muzyce nawiązuje do tradycji Saamów​. Chociaż artystka obecnie mieszka w Oslo, to wychowała się w położonej na północy Szwecji miejscowości Lusspie (szwedzkie Storuman), w rodzinie, w której używany był język Ume Sámi. Język ten, wraz z innymi językami saamskimi, jest dziś uważany za krytycznie zagrożony – posługuje się nim zaledwie kilkadziesiąt osób.   Katarina Barruk w swoich utworach wykorzystuje zarówno lokalny język, jak i charakterystyczne dla Saamów joikowanie, które jest czymś więcej niż tylko sposobem śpiewu. Wszystkie te elementy łączy z improwizacją muzyczną, tworząc zjawiskową całość.  W czasie lubelskiego koncertu wraz z Katariną Barruk wystąpili norwescy muzycy – Arnljot Nordvik i Vegard Bjerkan. Zespół w tym składzie wystąpił w Polsce po raz pierwszy, szykując prawdziwie orientalną ucztę dla uszu, kogo nie było, niech żałuje.

Nie zabrakło również unikatowych instalacji, prelekcji filmowych oraz atrakcji dla rodzin z dziećmi, dla których przewidziano liczne warsztaty i spotkania z artystami​ oraz niesamowity plac zabaw ulokowany na Błoniach koło Zamku.

B JAK BŁONIA

Na Błoniach po raz kolejny zlokalizowano główną scenę festiwalu. To tam udać się również można było po wszelkie informacje dotyczące Festiwalu Re:tradycja – Jarmark Jagielloński. W tym miejscu rozdawano również mapki wystawców i program wydarzenia. Drugi z punktów informacyjnych mieścił się na placu Łokietka przy Ratuszu. Błonia pod Zamkiem to miejsce, gdzie zlokalizowano Podwórko Re:tradycji. To miejsce pełne ciekawych gier i zabaw tradycyjnych, miałem tu wrażenie, że miejsce to było tak ekscytujące, że nawet drewniana lalka zaczęła bić brawo. W tej przestrzeni znalazł się też specjalny namiot z przewijakiem i miejscem do karmienia. Organizatorzy zadbali o najmniejsze szczegóły – w Punkcie Informacyjnym na Błoniach otrzymać można było specjalną opaskę na rękę dziecka, na której rodzić mógł wpisać nr telefonu na wypadek, gdyby bąbelek się zgubił.  Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam ten rodzaj brawury ze strony dzieci z pomysłami na spontaniczne zabawy w chowanego. Wszystko to oczywiście w trosce o odpowiedni poziom skoków adrenaliny u rodziców.

C JAK CENY

Festiwal RE:TRADYCJA to nie tylko święto tradycji, ale także okazja do odkrywania, jak dawne zwyczaje i rękodzieło mogą inspirować współczesnych twórców. To wydarzenie, które powinno znaleźć się na mapie każdego miłośnika kultury ludowej i podróżnika poszukującego autentycznych doświadczeń. Wszystkie organizowane wydarzenia są nieodpłatne, co również czyni ten festiwal wyjątkowym. Pamiętajcie jednak, że na warsztaty z uwagi na ograniczoną liczbę miejsc obowiązują jednak zapisy. Mam nadzieję, że Was przekonałem i spotkamy się za rok na kolejnej edycji tego wydarzenia.  Odwiedzając ten festiwal będziecie mieć możliwość spotkania z muzykami, rzemieślnikami i animatorami, którzy z pełną świadomością oraz wrażliwością podchodzą do twórczego kontynuowania tradycji. To doświadczenie, które na pewno Was ubogaci i sprawi, że pokochacie Lublin i chętnie do niego będziecie wracać. Śmiem nawet twierdzić, że wydarzenie to jest bardziej wyjątkowe niż widok jednorożca grającego w pokera rozbieranego z elfami, ale przyjedźcie i sami oceńcie.

linia

Blog powstaje dzięki wsparciu Patronów:

AMBA team oraz Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Lubelskiego.

DZIĘKUJĘ WAM

 

Zainspiruj się podróżniczo i zobacz moje  WYPRAWY

Zajrzyj  po więcej zdjęć do mnie na INSTAGRAM

Bądź na bieżąco, polub już dziś mój profil na FACEBOOK’u

Podobał Ci się wpis? Wesprzyj blog i zostań moim PATRONEM

✈ Blog podróżniczy | Patronite| Travel| Fotografia | Polska |Lublin |Województwo Lubelskie 

 

 

Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne 2024 

ABC o Międzynarodowych Spotkaniach Folklorystycznych 
 

Cześć,

witajcie w moim blogowym królestwie. Dziś zabieram Was w unikatową podróż do świata wielokulturowości, a wszystko to za sprawą jednego niesamowitego festiwalu. Trzymajcie się mocno, bo w tym wpisie jest taki ogień, że styrta z Lipinek Łużyckich złożyła mi osobiście słowa uznania. Dziś czeka Was wpis dla prawdziwych podróżników, miłośników kultury oraz przygody i dobrze Wam radzę, czas wyjąć z szafy swoje najbardziej kolorowe ubrania i przygotować się na prawdziwą eksplozję dźwięków, tańca i kolorów! Lublin po raz kolejny zamienia się w multikulturowy tygiel, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Zapraszam Was na XXXVIII Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne im. Ignacego Wachowiaka, które rozpoczęły się w dniu dzisiejszym i potrwają do 14 lipca 2024 roku. Jeżeli jeszcze nie ma Was w Lublinie, pakujcie się i wyruszajcie w podróż do Miasta Inspiracji. Mój zmysł przewidywania o sukcesie tego wydarzenia jest tak dobry, że mógłbym zarabiać na życie jako wróżka telefoniczna, albo chociaż online.

A jak Atrakcje

Festiwal rozpoczął się jak w zeszłych latach od spektakularnej parady, która przeszła od Placu Litewskiego aż przez Stare Miasto. Wyobraźcie sobie tłum ludzi w tradycyjnych strojach, prezentujących bogactwo kultur z Boliwii, Kenii, Macedonii, Kolumbii, Meksyku, Rumunii, Słowacji i oczywiście Polski. Wszystko to sprawia, że Miasto Inspiracji nabiera jeszcze większego kolorytu i sprawia, że Lublin odwiedzają mieszkańcy z wielu kontynentów.
 
Program jest pełen atrakcji – co Was jeszcze czeka w ramach Festiwalu? 
 
Środa, 10 lipca:
• 13:00 – Rozgrzewka muzyczna w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym ze słowackim zespołem „Šiňava”.
• 16:00 – Parada zespołów folklorystycznych, od Placu Litewskiego do Ratusza.

• 18:00 – Inauguracja festiwalu w Ogrodzie Saskim, a wieczorem koncert kapel na Starym Mieście.

 

 
Czwartek, 11 lipca:
• 12:00 – Koncert w Wieży Trynitarskiej z rumuńskim zespołem „Timişul”.
• 16:00 – Warsztaty taneczne na Placu Litewskim prowadzone przez artystów z Kolumbii. Nie martwcie się, jeśli tańczyć potraficie tylko w myślach – tutaj wszyscy są mile widziani!

• 17:00 – Kiermasz sztuki ludowej i rękodzieła w Ogrodzie Saskim. Idealne miejsce na upolowanie unikalnych pamiątek i rozmowę z twórcami!

 
 
Piątek, 12 lipca:
• 12:00 – Koncert w Wieży Trynitarskiej z kenijską grupą Umoja Calabash Entertainment.
• 16:00 – Kolejna dawka warsztatów tanecznych, tym razem ze Słowakami.
• 18:00 – Wieczorny koncert w Ogrodzie Saskim z udziałem zespołów z Boliwii, Kolumbii, Kenii, Macedonii Północnej, Meksyku i Słowacji.
 
Sobota, 13 lipca:
• 12:00 – Koncert z meksykańskim zespołem Ballet Folklórico „Tlalolini” w Wieży Trynitarskiej.
• 16:00 – Warsztaty taneczne z Kenijczykami na Placu Litewskim.
• 20:30 – Koncert kapel na Starym Mieście – to będzie prawdziwa noc pełna tańca i muzyki!
 
Niedziela, 14 lipca:
• 12:00 – Kolumbijska grupa Compañía Artística Ardanza w Wieży Trynitarskiej.
• 18:00 – Wielki finał festiwalu w Ogrodzie Saskim – ostatni taniec, ostatnie nuty, ostatnie uśmiechy!
 
B jak brzmienia i tańce z różnych stron świata
 
38. Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne im. Ignacego Wachowiaka są zaliczane do najważniejszych tego typu przedsięwzięć w kraju. W tym roku wystąpią zespoły m.in. z Boliwii, Kenii, Kolumbii, Meksyku, Rumunii, Słowacji i gospodarze, czyli Zespół Pieśni i Tańca ”Lublin” im. Wandy Kaniorowej. Będzie to świetna okazja do poznania kultury z 3 kontynentów, a przez 5 dni będzie można podziwiać zespoły folklorystyczne, gdzie każdy z nich jest zupełnie z innej bajki. Festiwal jest okazją nie tylko do prezentacji swoich tożsamości i odrębności kulturowych, ale i wymiany doświadczeń i wzajemnego poznania się ludzi. To, co ich łączy to pasja i miłość do tańca i w tej kwestii na pewno się dogadają i złapią wspólny rytm. 
 
C jak Ceny
 
Festiwal w Lublinie to niepowtarzalna okazja, by poczuć klimat kultur z całego świata bez potrzeby pakowania walizek i kupowania biletów lotniczych. Jeśli tylko jesteście w Kozim Grodzie koniecznie przyjdźcie, zobaczcie, zatańczcie i poczujcie tę niesamowitą energię, która wypełnia miasto podczas Międzynarodowych Spotkań Folklorystycznych. Kto wie, może odkryjecie w sobie nową pasję lub nawiążecie przyjaźnie na całe życie, a wszystko to zupełnie za darmo. 
 
 
Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne to nie tylko koncerty i warsztaty. To także Kiermasz Sztuki Ludowej i Rękodzieła, gdzie można znaleźć prawdziwe perełki – od biżuterii po ręcznie robione ozdoby i pamiątki. Mimo, że pokazy nie są biletowane, to warto zabrać ze sobą portfele, jeśli myślicie o zakupie unikatowych skarbów.
 
 
Podsumowanie
 
Pełen program i dodatkowe informacje znajdziecie na stronie wydarzenia. Również w tym roku gratuluję Organizatorom tego inspirującego przedsięwzięcia. Festiwal realizowany jest od początku lat 80. początkowo jeszcze jako Lubelskie Spotkania Folklorystyczne, niezmiennie jednak cieszy się olbrzymią popularnością w mieście. Lublin czeka na turystów z otwartymi ramionami, wpadajcie do Miasta Inspiracji i niech trwa zabawa! Jaram się tym festiwalem niczym mała Joanna d’Arc. Poniżej zostawiam Wam jeszcze sporą porcję zdjęć z wydarzenia oraz program Organizatorów. Do zobaczenia na XXXVIII Międzynarodowych Spotkaniach Folklorystycznych!
 
 
 
 
 

linia

Wpis powstał dzięki wsparciu Patronów:

AMBA team, anonimowemu Patronowi oraz Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Lubelskiego.

DZIĘKUJĘ WAM

 

Zainspiruj się podróżniczo i zobacz moje  WYPRAWY

Zajrzyj  po więcej zdjęć do mnie na INSTAGRAM

Bądź na bieżąco, polub już dziś mój profil na FACEBOOK’u

Podobał Ci się wpis? Wesprzyj blog i zostań moim PATRONEM

✈ Blog podróżniczy | Patronite| Travel| Fotografia | Polska |Lublin |Województwo Lubelskie 

Fuengirola

Odkryj Fuengirolę – ABC o mieście murali na Costa del Sol

Czołem podróżnicy, dziś zabieram Was do urokliwej miejscowości w Hiszpanii, która nazywa się Fuengirola. Jest to malownicze miasto na hiszpańskim wybrzeżu Costa del Sol, słynie nie tylko z pięknych plaż i tętniącego życiem centrum, ale także z imponujących murali, które zdobią wiele budynków i wabią do odwiedzenia. To właśnie one tworzą “Ruta de los Murales” czyli szlak murali – niezwykły projekt, który przekształcił Fuengirolę w otwartą galerię sztuki. Powiem tyle – przygotowując ten wpis mam wrażenie, że szykuje się kolejne dzieło na miarę Remigiusza Mroza. Zapnijcie pasy bo zabieram Was do wyjątkowego miejsca znajdującego się w regionie Andaluzja, zaraz na przedmieściach Malagi. Jak mawia klasyk lecimy kochani z Akunem, choć nie do Dubaju. Odloooot – kierunek Paseo de Los Murales.

A jak atrakcyjność miasta

Mnie osobiście Fuengirola skusiła do odwiedzenia za sprawą sztuki ulicy, której doświadczyć można w wielu miejscach. Imponujący projekt murali w Fuengiroli rozpoczął się już w 2014 roku z inicjatywy lokalnych władz. Celem było ożywienie przestrzeni publicznej, promocja sztuki i kultury, a także stworzenie nowej atrakcji turystycznej, co w mojej ocenie udało się świetnie zrealizować. To dzięki temu miasto zyskało na estetyce, a lokalni i międzynarodowi artyści otrzymali przestrzeń do wyrażania swojej twórczości. Poza muralami czeka tu na Was ponad 8 km plaż i średniowieczna forteca Maurów, ale o tym więcej za chwilę. Warto podkreślić, że miasto sięga swoimi początkami do rzymskich i arabskich cywilizacji, ale kusi również do odwiedzenia nowoczesnym street artem.

B jak BEST OF THE BEST

Nadszedł czas na słów kilka o najsłynniejszych Muralach w Fuengiroli. W mieście znajdziecie je w różnych częściach, ale ja szczególnie polecam Wam wybrać się do tych namalowanych na fasadach budynków wzdłuż ulic La Paz i Valladolid. One zrobią na Was największe wrażenie.

Murale te tworzą swoiste otwarte muzeum. Są one również doskonałym przykładem, jak sztuka uliczna może zmienić oblicze miasta, czyniąc je bardziej atrakcyjnym i inspirującym miejscem. Inicjatywa ta przyciąga turystów z całego świata, ale też wspiera artystów i integruje lokalną społeczność. Moim zdaniem to właśnie takie działania czynią Fuengirolę wyjątkowym punktem na mapie Costa del Sol i najlepiej jest zobaczyć te murale na własne oczy. Jednego możecie być pewni – Fuengirola z pewnością Was nie zawiedzie! Spacerując po mieście, odkryjecie, jak murale przekształciły przestrzeń publiczną w tętniącą życiem galerię na świeżym powietrzu. To wyjątkowe doświadczenie, które łączy sztukę, kulturę i piękno hiszpańskiego wybrzeża.

Moje wrażenie po odwiedzeniu tego miasta, gdzie każda ściana opowiada swoją własną, kolorową historię jest bardzo pozytywne, dlatego postanowiłem się nim z Wami podzielić i zarekomendować to unikalne miejsce na Ziemi. Choć muszę być z Wami szczery, bo przygotowałem się do tego wyjazdu, niczym aktor porno do dialogów. Jedno jest pewne, czasem wyprawy w nieznane bardzo się opłacają. Nie masz oczekiwań, to wiesz, że nie masz prawa mieć rozczarowań, a zyskać możesz wiele. Fuengiroala stała się tego idealnym przykładem, jak można oczarować. Można to porównać do świnki morskiej w kostiumie superbohatera – kompletnie niespodziewane, ale absolutnie rozkoszne. Mam nadzieję, że wiecie co mam na myśli.

Autorami tych niesamowitych murali są: Mon Devane, Lula Goce, Lidia Cao, Murfin, Steve Camino, EL Alfil, Not Japi, Kato, Francisco Alarcón Pérez, Lalone, Nesui, José Fernández Ríos, Slim Safont, Wedo Goás oraz Lily Brick. WIELKIE SŁOWA UZNANIA DLA WAS!!!

C JAK CENY I CENNE MIEJSCA

Warto zaznaczyć, że Fuengirola oferuje wszystkie obiekty typowe dla wielkich centrów turystycznych, takie jak hotele, restauracje, bary, dyskoteki, kluby sportowe, port jachtowy, szerokie plaże wzdłuż promenady rozciągające się na wschód i zachód od miasta, obok których znajdują się mniejsze wioski. Szczególnie latem miasto gości tłumy turystów zarówno hiszpańskich, jak i zagranicznych. Więc jeśli szukacie ciszy i spokoju, warto wybrać się tu jak ja przed lub po sezonie.

Mimo, że Fuengirola jest znana jako kurort turystyczny, posiada także kilka historycznych miejsc i otwartych parków oraz zacisznych miejsc, które pozwolą uciec od zgiełku miasta.

W 2000 roku wnętrze arabskiego zamku zostało całkowicie odnowione i zamek Sohail stał się miejscem letnich festiwali i koncertów. Jednym z nich jest Festival Ciudad de Fuengirola, który jest jednym z większych festiwali letnich na Costa del Sol. Dzięki temu przestrzeń ta stała się jedną z najważniejszych pod względem historycznym i kulturalnym w tej miejscowości. Zwiedzanie zamku jest zupełnie za darmo i nie wiem czemu, mam nieodparte wrażenie, że właśnie pojawił się uśmiech na Waszych twarzach.

Kolejną atrakcję, którą zobaczcie również za darmo jest Parque Yacimiento Romano. To park archeologiczny z pozostałościami z czasów rzymskich z okresu między I i IV wiekiem naszej ery. Można go zwiedzać 7 dni w tygodniu. Na samą myśl, można się cieszyć niczym niedźwiadek w miodzie – będąc całkowicie zanurzonym w swojej przyjemności, bez potrzeby wydawania gotówki.

Warto również zwrócić uwagę na kolejną bezpłatną atrakcję, czyli Puente de la Armada Española – to most dla pieszych w miejscowości Fuengirola nad rzeką Fuengirola. Ten dość nowoczesny most wiszący łączy miasto i promenadę Paseo Maritimo po jego wschodniej części z Parque del Castillo Sohail po zachodniej. Powstał w 2006 roku i wpasował się w  krajobraz miasteczka. Może na jego widok nie dostaniecie zawału serca, ale będąc w okolicach zamku na pewno wpadnie Wam w oko, niczym pingwin w tropikach – jest bowiem równie kontrastujący i natychmiast widoczny.

Podsumowując – położona na Costa del Sol Fuengirola to miasto o głębokim andaluzyjskim klimacie i pysznym jedzeniu. W każdej z wielu restauracji i ogródków można spróbować lokalnej kuchni, której głównym produktem są ryby. Ceny są przystępne w stosunku do jakości, a jedzenie jest smaczne. Polecam Wam skosztować nie tylko smażone ryby (tzw. fritura) czy espeto de sardinas (sardynki pieczone na szaszłyku). Tutejszą potrawą godną polecenia jest również ajoblanco z winogronami czyli zimna zupa z migdałami, oliwą, czosnkiem i winogronami lub jeśli wolicie klasykę gazpacho na bazie pomidorów, papryki, pieczywa, oleju i czosnku, która świetnie sprawdzi się w gorące dni. Kończąc dzisiejszy wpis napiszę tylko smacznego i udanego pobytu na Costa del Sol. Trzymajcie się zdrowo i do następnego razu. Cześć!!


linia

Blog powstaje dzięki wsparciu Patronów:

AMBA team oraz anonimowy Patron.

DZIĘKUJĘ WAM

Zainspiruj się podróżniczo i zobacz moje  WYPRAWY

Zajrzyj  po więcej zdjęć do mnie na INSTAGRAM

Bądź na bieżąco, polub już dziś mój profil na FACEBOOK’u

Podobał Ci się wpis? Wesprzyj blog i zostań moim PATRONEM

#visitspain #rafalbil #hiszpania #andaluzja #blogpodrozniczy #spain2024 #es #graffiti #spainphotography
#fuengirola #zwiedzaj #blogpodróżniczy #blogpodrozniczy #spain #europe #travelphotography

✈ Blog podróżniczy | Patronite| Travel| Fotografia | Hiszpania | Andaluzja 

ABC O MUZEUM SZTUK PIĘKNYCH W BUDAPESZCIE

Cześć Ananski, po dłuższej przerwie nadszedł czas, by wyruszyć w kolejną podróż. Tym razem zabieram Was do Budapesztu, to bez wątpienia jedno z moich ulubionych europejskich miast. To miejsce, gdzie chętnie się wraca, a inspiracje przeradzające się w fascynacje, spotyka się niemalże na każdej ulicy. Dziś stolica Węgier konkuruje z Berlinem o miano najbardziej imprezowej stolicy Europy. Należy też pamiętać, że to prawdziwy raj dla miłośników muzeów i właśnie do jednego z nich Was dzisiaj zabiorę. Zapnijcie pasy, bo uwierzcie mi warto – startujemy!!!

A JAK ATRAKCJE BUDAPESZTU

W Budapeszcie znajdziesz ponad 200 niesamowitych muzeów. Jednego możecie być tutaj pewni – w stolicy Węgier każdy znajdzie coś dla siebie. Budapeszt jest miastem pełnym kontrastów, pięknych detali oraz życzliwych ludzi. Przyciąga imprezowymi klubami oraz licznymi atrakcjami. Węgierska stolica nie pozwoli Ci się nudzić, a gdy już się zmęczysz zabierze Cię do tradycyjnych term, by po odprężającej kąpieli zaprezentować swoje szalone, nocne oblicze w popularnych klubach czy pubach. Co najważniejsze wycieczka do stolicy Węgier nie zniszczy Twojego portfela. Weekend w Budapeszcie jest zdecydowanie tańszy niż wypad do wielu innych stolic Europy. To m.in. dlatego Budapeszt jest dla nas Polaków idealnym miastem na city break. Co jednak ważniejsze budapesztańskie jedzenie czy muzea potrafią zachwycić i sprawić, że będziecie tu chcieli wracać jeszcze nie jeden raz.

Dziś otwieram przed Wami drzwi do jednej z ciekawszych atrakcji turystycznych stolicy Węgier. Zabieram Was do tutejszego Muzeum Sztuk Pięknych (Szépművészeti Múzeum) znajdującego się w pobliżu łaźni termalnych i urokliwego parku Városliget (jest to największy park Budapesztu) oraz imponującego Pomnika Bohaterów. Ten ogromny monument upamiętnia 1000 lat istnienia Państwa Węgierskiego i pięknie komponuje się z pobliskimi muzeami.


Po przeciwległej stronie placu znajduje się Pałac Sztuki (Műcsarnok), który również warto odwiedzić i pewnie kiedyś Was tam ze sobą zabiorę. Wróćmy do budynku Muzeum Sztuk Pięknych – stworzono go w stylu neoklasycznym i podzielono na dwie sale; rzymską i renesansową. Szczególnie cenna jest kolekcja 85 fresków, które zdobiły ściany kościołów i pałaców w północnych i środkowych Włoszech. W zbiorach muzeum znajdują się dzieła m.in. Leonarda da Vinci, Rembrandta, Rafaela, Dürera, Murilla, a także impresjonistów francuskich i malarzy XX wieku, oraz rzeźby Rodina, Thorvaldsena i Meuniera, ale sięgnijmy do jego początków.

Muzeum zbudowane według projektu architektów Alberta Schickedanza and Fülöpa Herczoga, oddano je do użytku w grudniu 1906 roku. Sam budynek Muzeum Sztuk Pięknych również potrafi zachwycić, ale to co najcenniejsze, znajdziemy jak się domyślacie w jego wnętrzu. Ja już od progu przecierałem oczy ze zdumienia widząc ogromny, interaktywny i multimedialny ekran w holu prowadzącym do wystaw. To na nim można zobaczyć najznakomitsze eksponaty, które skrywa w sobie ta placówka. Moim zdaniem jest to świetne rozwiązanie, którego mogą pozazdrościć największe muzea świata.

Wśród eksponatów znajdują się obiekty sztuki antycznej, starożytne rzeźby i figurki, dzieła włoskich malarzy, ryciny i wiele innych. Oddział starożytnego Egiptu zawiera znaleziska węgierskich ekspedycji archeologicznych. Osobiście zachwyciła mnie również kolekcja waz greckich. Uważam, że jest ona jedną z najlepszych w Europie. Muzeum podzielono na 6 działów: sztukę egipską, starożytną, malarstwo, rzeźbę, grafikę oraz dział sztuki po 1800 roku.

Bez wątpienia zachwyci Was wspomniana już sala rzymska, którą zaprojektowali architekci Albert Schickedanz i Fülöp Herzog na wzór romańskiej bazyliki. Została podzielona masywnymi kolumnami i pilastrami. Malowane dekoracje ścienne wykonane są przez malarzy Károla Miksa Reissmanna i Jánosa Glasera. Nawiązywały one do obchodów tysiąclecia Węgier w 1896 roku. Nie mniej zaskoczy Was też sala renesansowa, zbudowana w stylu włoskim z arkadami i kolumnami. Przypomina dziedziniec renesansowego pałacu. W sali są prezentowane włoskie freski i 6 weneckich fontann.

Musicie wiedzieć, że ludzie tacy jak ja, czyli miłośnicy starożytności podziwiać mogą godzinami tutejsze zbiory. Powiem Wam szczerze, ilość eksponatów przerosła moje oczekiwania i gdyby chcieć wszystko dokładnie zobaczyć, nie starczy Wam dnia. Ciekawostką jest to, że budapeszteńskie Muzeum Sztuk Pięknych jest drugim miejscem na świecie, zaraz po Hiszpanii, w którym znajduje się największa kolekcja obrazów hiszpańskich malarzy. Zła wiadomość jest jednak taka, że obecnie trwają prace renowacyjne i część ekspozycji jest wyłączona z możliwości oglądania. Z mojej perspektywy, wcale nie jest takie złe, bo daje mi to kolejny powód do powrotu do Budapesztu.

B jak BUDAPESZT

Współczesny Budapeszt to rozległa metropolia obfitująca w znane i ciekawe zabytki, której nie sposób zwiedzić w jeden dzień. Znajdziecie tu również wiele skarbów z nieutartego turystycznie szlaku, które są równie interesujące, jak te popularne atrakcje. Budapeszt to bez wątpienia jedno z najpiękniejszych miast w Europie. Zachwyci Was zarówno za dnia jak i w nocy. Daję Wam pewność, że wybranie się tu na długi majowy weekend czy jeszcze dłuższy urlop będzie doskonałym wyborem. 

Spacerując po Budapeszcie, można poczuć się jak w kalejdoskopie architektonicznym. Znajdziesz tu piękne gotyckie budowle, ale i neogotycką architekturę obok której spotkasz piękną secesyjną willę czy niesamowitą sztukę ulicy. Stolica Węgier jest więc idealna dla fanów fotografowania kontrastów jak i architektury samej w sobie.



Ja bardzo cenię sobie Budapeszt również za relaks, którego można doświadczyć będąc w tutejszych gorących źródłach. Termalne kąpiele w Budapeszcie to nie tylko zabawa w wodzie, to spotkanie z historią, bo tutejsze łaźnie pamiętają odległe czasy, o czym warto przekonać się na własne oczy. Na długo zapamiętam też piękne widoki Budapesztu nocą rozpościerające się z jacuzzi mieszczącego się na dachu jednej z tutejszych term.

Nie można zapomnieć, że stolica Węgier jest miastem, które nigdy nie śpi i to dosłownie! Od alternatywnych klubów w ruinach po eleganckie lokale z panoramicznymi widokami – to miasto jest idealnym wyborem, jeśli tylko chcesz się świetnie bawić i to bez względu na porę dnia czy nocy.

Pisząc Wam o Budapeszcie nie można zapomnieć o Dunaju. Moim zdaniem to serce miasta, a spacer nad brzegiem rzeki to jak wstąpienie na czerwony dywan – ale bez sztucznego uśmiechu czy paparazzi. Polecam Wam usiąść na nabrzeżu z kubkiem gorącej czekolady i obserwować, jak miasto zmienia się w magiczną iluminację po zmroku. To tutaj sobaczyć możecie pomnik – Buty na brzegu Dunaju. Jest to Pomnik Pamięci Ofiar Holokaustu i przedstawia stojące na brzegu rzeki buty. W sumie jest ich 60 par – większe i mniejsze, damskie, i męskie – wszystkie upamiętniają ludzi, którzy w czasach terroru zostali tutaj rozstrzelani, a ich ciała wpadły do Dunaju. Pomnik ten jest bardzo wymowny, skłania do zadumy i przypomina o tragicznych wydarzeniach II wojny światowej.

 

C JAK CENY I CENNE INFORMACJE

Jestem Wam jeszcze dłużny informacje na temat opłat. Zacznę od cen lotów do Budapesztu, które mogą być zróżnicowane w zależności od różnych czynników, takich jak miejsce wylotu, sezon podróży, daty rezerwacji, dostępność promocji i wiele innych. Jednak tanie linie lotnicze często oferują konkurencyjne ceny lotów do Budapesztu, co może pomóc w oszczędności pieniędzy. Ja za swój bilet w obie strony zapłaciłem około 100 zł.

 

Ceny biletów do Szépművészeti Múzeum, który jest domem dla ponad 120 tysięcy eksponatów, wahają się od kilkunastu do kilku dziesięciu tysięcy HUF, ja za swój bilet nie zapłaciłem zupełnie nic, ale dlaczego o tym zdradzę Wam już za moment.

Cennik tradycyjny prezentuje się tak *(kwiecień 2024):

  • normalny 5200 HUF
  • zniżka* 2600 HUF
  • grupowy (min 15 os) 4700 HUF
  • grupowy ze zniżką (min 15 os) 2300 HUF
  • bezpłatny**
  • audioprzewodnik*** 1200 HUF
  • zwiedzanie z przewodnikiem*** 20 000 HUF
  • rodzinny dla maksymalnie 3 dzieci ( 5-12 lat ) + 1-2 dorosłych 2000 HUF

*osoby 6-26 lat, osoby 62-70 rż, jedna lub dwie osoby dorosłe towarzyszące dwóm lub więcej członkom rodziny poniżej 18 roku życia.

**dzieci 6 lat, osoby niepełnosprawne z towarzyszem, Budapest Card, nauczyciele, osoby 70+

*** w języku angielskim, francuskim, niemieckim, włoskim, rosyjskim, hiszpańskim i japońskim

**** wymagana jest rezerwacja, napisz na education@mfab.hu

GODZINY OTWARCIA:

Poniedziałek – zamknięte

Wtorek 10:00 – 18:00

Środa 10:00 – 18:00

Czwartek 10:00 – 18:00

Piątek 10:00 – 18:00

Sobota 10:00 – 18:00

Niedziela 10:00 – 18:00

Warto pamiętać, że kasy są czynne do godz. 17.00, a ostatnie wejście jest o godz. 17.30. Trzeba też podkreślić, że ceny czy godziny otwarcia mogą ulegać zmianom, dlatego najlepiej śledzić je na oficjalnej stronie muzeum: www.mfab.hu

By być na bieżąco z wydarzeniami i organizowanymi tu wystawami możecie również zajrzeć na Fanpage na Facebook’u: www.facebook.com/szepmuveszeti

W razie ewentualnych pytań zostawiam Wam adres e-mail do muzeum: info@szepmuveszeti.hu 

Napiszę Wam jeszcze dokładny adres: 1063 Budapest, Dózsa György út 41, Hungary

Pozostawiam współrzędne, tak, żeby każdy bez najmniejszego problemu mógł tu dotrzeć: 47°30’58.163″ N 19°4’35.119″ E. Jeśli nie macie ze sobą samochodu, możecie podjechać tu m.in. metrem wysiadając na stacji Hősök tere.

Jeśli planujecie odwiedzić wiele muzeów w Budapeszcie oraz korzystać z innych płatnych atrakcji oraz transportu miejskiego, koniecznie wykupcie sobie kartę miejską Budapest Card. Wejście niemalże do każdego muzeum w tym mieście jest płatne, ale z tą kartą można liczyć na bezpłatne wejścia lub spore zniżki w muzeach czy restauracjach oraz co istotne – nielimitowane przejazdy castle busami oraz komunikacją miejską . Ja posiadając tą kartę, nie tylko zupełnie za darmo zwiedziłem Muzeum Sztuk Pięknych, ale i bez dodatkowych kosztów do niego dotarłem z drugiego końca miasta i wróciłem do hotelu korzystając z komunikacji miejskiej.


Karta Budapest Card to Oficjalna Miejska Karta Turystyczna, która zapewnia szeroki pakiet bezpłatnych i zniżkowych usług. Moim zdaniem to najlepszy wybór dla turystów, którzy chcą obniżyć koszt pobytu w Budapeszcie. Jeżeli chcecie nabyć kartę, zostawiam Wam kontakt do oficjalnej strony internetowej i przemiłej Pani Marii, która świetnie mówi w języku polskim i na pewno wszystko Wam wytłumaczy –  WIĘCEJ INFO O BUDAPEST CARD

To za co cenię Budapeszt to również tutejsze jedzenie, które jest smaczne jak dla królów, ale bez królewskich cen. Węgry słyną z pysznych potraw, a Budapeszt jest prawdziwym rajem dla smakoszy. Od tradycyjnych dań po nowoczesne interpretacje, od niedrogich knajpek z lokalnymi przysmakami czy streetfoodem po finezyjne restauracje dla lubiących wydawać na jedzenie kolosalne pieniądze – tu naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Dla przykładu pyszny i treściwy gulasz węgierski w centrum miasta, który w pełni usatysfakcjonuje Wasze podniebienie kosztował mnie 9 euro. Na posiłek w restauracji średniej klasy przygotujcie około 10-20 euro za danie główne. Ceny mogą się różnić w zależności od rodzaju restauracji i lokalizacji. Fast food wyniesie Was od  3 do 7 euro za zestaw hamburgera z frytkami i napojem w popularnych sieciach fast food, a za langosza płaciłem od 3 do 7 euro (w zależności od dodatków). Kawa w kawiarni to wydatek rzędu 1,5-3 euro za filiżankę kawy espresso lub kawy latte. Na piwo w barze wydacie około 1, 2 lub 3 euro za kufel piwa w zależności od marki i miejsca. Dla poszukiwaczy tanich opcji znaleźć też można obiady za około 5-10 euro składające się z zupy, dania głównego i napoju. Jednego możecie być pewni, ceny są przystępne i rozsądne dla naszych portfeli.

Teraz możecie czuć się bardziej zaopiekowani niż polski emeryt na zusowskim garnuszku, nie dziękujcie 😉 Wiecie co i jak, kupujcie bilety i rezerwujcie noclegi bo Budapeszt czeka na Was z otwartymi ramionami. Jak już dotrzecie na miejsce, koniecznie wybierzcie się do punktu Informacji Turystycznej (adres: Városháza park, Károly krt.,) gdzie otrzymacie bezpłatne mapki i inne pomocne materiały, które przydadzą się przy zwiedzaniu miasta. Pracują tu mili i pomocni ludzie, którzy na pewno chętnie pomogą Wam w planowaniu Waszej podróży w stolicy Węgier.

Na koniec jeszcze podkreślę, że biorąc pod uwagę ceny, należy też zaznaczyć, że do stolicy Węgier nie brakuje tanich lotów jak i przyjemnej trasy samochodowej. Jak już wspomniałem, bilety lotnicze do Budapesztu można znaleźć naprawdę za niewielkie pieniądze i to rozwiązanie Wam najbardziej polecam, tym bardziej, że lot z Warszawy potrwa około godzinę. Możecie też skorzystać z tanich biletów przewoźników autokarowych. Także dla chcącego nic trudnego. Wystarczy odrobinę poszperać w Internecie i będziecie mogli cieszyć się tanim biletem do tego pięknego kraju.

PODSUMOWANIE

Spacerując ulicami Budapesztu, co chwilę można natknąć się na zabytki, muzea i cudowne widoki. Gdy opadniecie z sił z pewnością tuż za rogiem będzie piękny park, czy pobliskie termy w których będziecie mogli się zregenerować przed kolejnym zwiedzaniem. Nie bez powodu miasto to od lat zalicza się do najchętniej odwiedzanych europejskich stolic. Co ważne Węgrzy są bardzo przyjaznym narodem, a ich dobre nastawienie do Polaków sprawia, że wyjazd do stolicy Węgier powinien być niezwykle przyjemnym doświadczeniem.

W moim odczuciu powiedzenie, że Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki jest nadal w pełni aktualne. Sam Budapeszt natomiast to miasto, które wciąga jak wir, z jednej strony kusząc bogatą historią i kulturą, z drugiej zaś zapewniając rozrywkę na każdą okazję, a wszystko to w bardzo dobrych cenach. Jestem pewny, że z Budapesztem mój romans potrwa dłużej i jeszcze nie raz Was tu zabiorę na wspólne zdobywanie doświadczeń w krainie Madziarów. Jeżeli nie macie jeszcze planów na najbliższy długi majowy weekend, to city break w Budapeszcie jest moim zdaniem świetnym rozwiązaniem. Na koniec zostawiam Wam sporą porcję zdjęć z odwiedzonego przeze mnie muzeum – także życzę miłego oglądania i do następnego razu, trzymajcie się zdrowo, cześć!!!


 

linia

Blog powstaje dzięki wsparciu Patronów:

AMBA team oraz anonimowy Patron.

DZIĘKUJĘ WAM

Zainspiruj się podróżniczo i zobacz moje  WYPRAWY

Zajrzyj  po więcej zdjęć do mnie na INSTAGRAM

Bądź na bieżąco, polub już dziś mój profil na FACEBOOK’u

Podobał Ci się wpis? Wesprzyj blog i zostań moim PATRONEM

#visitbudapest #rafalbil #seemoresavemore #officialbudapest #blogpodrozniczy #bp #budapest2024 #budapesthungary #budapestcard #budapestphotography #budapestgram #storyofbudapest #budapest_hungary #citycard #zwiedzajbudapeszt #węgry #budapeszt  #officialbudapest #seemoresavemore #blogpodrozniczy #hungary #europe #travelphotography

✈ Blog podróżniczy | Patronite| Travel| Fotografia | Węgry | Budapeszt  🗺

Jare Gody – ABC ze szlaku słowiańskich obrzędów

Witajcie, podróżnicy!

Dziś wyruszamy w wyprawę przez czas i kulturę, by poznać jedne z najbardziej jarych świąt – Jare Gody! Spakujcie swoje wyobraźnie i przygotujcie się na magiczną podróż do świata przedchrześcijańskich wierzeń i zwyczajów Słowian. Dziś w Lublinie w iście słowiańskim stylu przepędzono zimę. To dokładnie dziś topiono Marzannę w rytmie klekoczących bocianów i przy dźwiękach śpiewu i instrumentów. Nie było Was podczas tego wydarzenia – nic straconego! Wszystko Wam pokażę i opiszę – zatem startujemy z moim subiektywnym ABC ze szlaku słowiańskich obrzędów. Najwyższy czas otworzyć przed Wami drzwi do Jarych Godów – jednego możecie być pewni, będzie ogień i nie wiem co na to powiedzą w Lipinkach Łużyckich.

A JAK ATRAKCYJNOŚĆ JARYCH GODÓW

Jare Gody to nie tylko świętowanie wiosny, to prawdziwa orgia radości, zabawy i magii! To moment, gdy przyroda budzi się do życia, a ludzie celebrują ją w najlepszy możliwy sposób. Czyż to nie brzmi jak idealny pretekst do szaleństwa i odkrywania nowych kultur? Dla mnie uczestnictwo w tym wydarzeniu było ciekawym doświadczeniem i powiem Wam dokładnie jak wtedy kiedy zjadłem pierwszy raz w życiu cały tort bezowy na raz – NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ!!! NICZEGO!!!

Więc jeśli macie odwagę i jeszcze nie kliknęliście w krzyżyk w górnym prawym rogu ekranu, wsiadajcie wraz ze mną do tego wiosennego pociągu do Miasta Inspiracji i ruszajmy dalej w niezapomnianą podróż przez szalone światy słowiańskich obrzędów!

B JAK BYSTRZYCA

Jak co roku, kiedy nadszedł czas Równonocy Wiosennej i Jarego Święta, Fundacja Korowód zorganizowała huczne “odprawienie Marzany – Śmiercichy przez Bystrzycę aż za Sine Morze, tak aby Jarowit szukał jej po całym świecie sprowadzając nań płodność i bujność”! Tak przynajmniej tłumaczą to Słowianie wierząc, że bez tego obrzędu nie pożegna się zimy. To właśnie dlatego podpalona kukła została wyrzucona z Mostu Kultury prosto do lubelskiej rzeki. Marzanna ta była stworzona w całości z ekologicznych materiałów. Także nie ma powodów dla robienia hałasu, że ktoś zanieczyścił dziś Bystrzycę.
 
 

 
Zdradzę Wam, że sama nazwa “Jare Gody” wywodzić się może od prasłowiańskiego określenia wiosny – jar. Słowo to oznaczało również młodzieńczą witalność, siłę i krzepkość. Zdaniem innych wiosenne święta były poświęcone Jaryle – bóstwu płodności czczonego przez Słowian wschodnich i południowych. Miał też on występować pod innymi imionami: Jaruna i Jarowit. Jedno jest natomiast pewne – znane nam dzisiaj topienie Marzanny wywodzi się właśnie z tamtych czasów.
 
 
 
 
Ale Jare Gody to nie tylko „topienie Marzanny”. W programie tego wydarzenia znalazło się także wspólne tworzenie pisanek i gaika, nauka pieśni, a całość zakończyła się tańcami i biesiadą. W powitaniu wiosny mógł wziąć udział każdy, niezależnie od wieku, światopoglądu czy zasobności portfela, ale o pieniądzach będzie za chwilę.
 
 

C JAK CENY JARYCH GODÓW

Wydarzenie rozpoczęło się dziś o godz. 12:00 na Terenach Zielonych Browaru Perła przy ul. Bernardyńskiej w Lublinie od wspólnego tworzenia marzanny oraz nauki słowiańskich pieśni. Dosłownie wszystko było zupełnie za darmo, tak jak i wstęp na same Jare Gody. Jedynie co było ceną, to cenny czas, który warto było spędzić z tymi wyjątkowymi ludźmi. Cieszę się, że mogłem dziś doświadczyć tego święta wiosny wywodzącego się z tradycji przedchrześcijańskich Słowian. Traktuję to jako cenną lekcję, która na dłużej pozostanie w mojej pamięci. Podróż do świata prasłowiańskich zwyczajów takich jak malowanie jajek – mających wnieść do domostw energię i radość życia oraz mających zapewnić urodzaj i powodzenie na cały rozpoczynający się wiosną nowy rok wegetacyjny –  była dla mnie wielką przyjemnością. Z tymi jajkami tylko bez skojarzeń proszę 😉 Mam nadzieję, do zobaczenia za rok. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

linia

 

Wpis powstał dzięki wsparciu Patronów:

AMBA team, anonimowemu Patronowi oraz Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Lubelskiego.

DZIĘKUJĘ WAM

 

Zainspiruj się podróżniczo i zobacz moje  WYPRAWY

Zajrzyj  po więcej zdjęć do mnie na INSTAGRAM

Bądź na bieżąco, polub już dziś mój profil na FACEBOOK’u

Podobał Ci się wpis? Wesprzyj blog i zostań moim PATRONEM

✈ Blog podróżniczy | Patronite| Travel| Fotografia | Polska | Województwo Lubelskie 

Wszelkie prawa zastrzeżone © Rafał Bil Fotografia 2024

ABC o brodaczach ze Sławatycz

Cześć podróżnicy!!!

Dzisiaj zabieram Was na wyprawę do Sławatycz w województwie lubelskim, gdzie pod koniec grudnia rozgrywa się jeden z najbardziej unikatowych świątecznych obrzędów – spotkanie z brodaczami! To nie tylko kolędowanie, to prawdziwa podróż w świat symboliki, tradycji i humoru, ale i unikatowy konkurs, o którym więcej zdradzę Wam nieco później. Jeżeli jesteście gotowi, to zapinamy pasy i jedziemy z nimi, a właściwie do nich… do brodaczy ze Sławatycz. Dziś możecie być pewni, że zobaczycie też „babki” niczym z niemieckiego kina akcji, z rajstopami na głowach i dziurami na oczy i usta – mam nadzieję, że nie dla wszystkich brzmi to znajomo, choć w powiecie bialskim, ma to trochę inny wymiar. Nie ma co przedłużać, startujemy, zanim wyskoczy Wam ikonka z zapytaniem czy, aby na pewno macie +18 lat.

A JAK ATRAKCJA TURYSTYCZNA

Sławatycze są położone w województwie lubelskim, nad rzeką Bug, niedaleko od granicy z Białorusią. Z Białej Podlaskiej dotrzecie tu w około 50 minut, z Lublina w 1 godzinę i 30 minut, a z Warszawy w niecałe 3 godziny. Dlaczego warto tu przyjechać? Niewątpliwie jedną z atrakcji są tutejsi brodacze. To oni przyciągają do Sławatycz turystów z różnych stron Polski. To właśnie  z uwagi na tych gentelmanów co roku do wsi zjeżdżają się goście ciekawi tej lokalnej tradycji również z zagranicy. Pewnie zastanawiacie się, kim są ci panowie i jakie są ich supermoce? Dziś Wam to zdradzę i dodatkowo opowiem jakie babeczki się koło nich kręcą? 

B JAK BRODACZE I BABKI ZE SŁAWATYCZ

Zacznijmy od krótkiego wyjaśnienia kim są brodacze ze Sławatycz. To niezwykłe postacie, które pojawiają się w Sławatyczach w ostatnie dni roku. Są to panowie przebrani w pełne symboliki i kolorów stroje. Jak już jesteśmy przy ubraniach, to wyjaśnię, że jednym z ważniejszych elementów stroju jest jak się łatwo domyślić broda. Jak stanowi tradycja wykonana powinna być z lnianego włókna. Ma ona symbolizować długie życie, duże doświadczenie i bogactwo, ale nie tyle co materialne , a to dotyczące przeżyć i doświadczeń.

Co prawda brodacze kolędują tylko pod koniec roku, dlatego wówczas warto jest się wybrać do Sławatycz, ale przez cały czas przypomina o nich sporej wielkości mural i rzeźby ustawione w centralnym miejscu wsi. Dlatego przyjeżdżając w tą część Polski macie gwarancję spotkania ich w takiej postaci o każdej porze roku, dnia i nocy 24 h 7 dni w tygodniu.

Ja jednak zachęcam Was do wybrania się tu pod koniec roku, bo tylko wtedy spotkacie tu lokalne „babki” i zobaczycie brodaczy w pełnym outficie.  Jeśli chodzi o „sławatyckie babki”, to nie wiem co mam Wam napisać, mi po prostu odjęło mowę, z resztą sami zobaczcie, wdzięk, klasa, styl, rajstopy na twarzy – jak z niemieckich filmów – nic dodać nic ująć. Dech zapiera tak, że słońce robi zaćmienie, bo nie może uwierzyć w to, co widzi. Jak na to się patrzy, to tak jakby chcieć zrozumieć mechanikę kwantową na obiedzie u babci – pełno pytań, zero odpowiedzi, ale przynajmniej jest smacznie i zabawnie. Myślę, że te babki są gorętsze niż dyskusja na temat ostatecznego zakończenia „Gry o tron”. Jedno jest też pewne – wszystkie są wolne więc śpieszcie się panowie.

Chwilę się rozmarzyłem, ale wróćmy jeszcze do strojów naszych głównych bohaterów. Każdy szanujący się brodacz nosi ogromny kapelusz dekorowany ręcznie wykonywanymi kwiatami z bibuły. Na twarzy posiada maskę z długim nosem. Zwyczajowo również nogi i ręce brodacza owinięte są słomą. Ubrany jest również w odwrócony włosiem na zewnątrz kożuch. Powinien też posiadać długiego kija (tylko bez zbędnych skojarzeń proszę).

Dziewczyny ze Sławatycz zdradziły mi w tajemnicy, że: „kij brodacza musi być sztywny i mocny”, bo inaczej nie dałby rady „brać na chocki” i nie sprawiłby tyle radości damom ze Sławatycz czy przyjezdnym turystkom – myślę panowie, że wiecie co miały dziewczyny na myśli.

C JAK CHOCKI

Choć brodacze chodzą po sławatyckich ulicach już od ponad stu lat, to nikt dokładnie nie jest w stanie określić, skąd ta tradycja się wzięła i od jak dawna jest kultywowana, ale najstarsi dziadkowie, znają ją z opowieści własnych dziadków.

 

Niezmienne jest to, że brodacze podczas spacerów „biorą na chocki”, czyli zagarniają trzymanym w dłoni kijem dziewczynę, następnie ściskają i podrzucają ją w górę, wydając pomruki zadowolenia. Tradycja stanowi, że jeśli panna zostanie „wzięta na chocki” gwarantuje to jej sukces i szybkie zamążpójście. Legend związanych z brodaczami jest więcej. Podobno również wstążka z czapki brodacza przynosi szczęście, więc sporo osób zabiera je ze sobą jako talizman.

Warto też podkreślić, że brodacze nie rozmawiają, oni ryczą i wydzielają dźwięki, nie mniejsze niż jelenie na rykowisku. To istotne, gdyż wypowiadane słowa mogłyby zdradzić rozmówcę, a każdy brodacz z założenia ma pozostać nierozpoznany. Może to dlatego, żaden z nich nie będzie miał nic przeciwko, by zrobić sobie z Wami wspólne zdjęcia, czego najlepszym dowodem jest Gdzieś TyBył z poniższej fotografii.

Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego docenił brodaczy i wpisał ten kreatywny zwyczaj żegnania starego roku w Sławatyczach na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego w 2021 roku. Od tego czasu o brodaczach ze Sławatycz zrobiło się w kraju głośniej.

Na koniec, warto wspomnieć o konkursie na “BRODACZA ROKU”, który odbywa się w Sławatyczach. To okazja do uhonorowania tych, którzy w szczególny sposób przyczynili się do utrzymania tej wyjątkowej tradycji. Stroje, maski, i kapelusze robią mieszkańcy własnoręcznie, co dodaje wyjątkowego charakteru temu świątecznemu widowisku.

W tegorocznym konkursie wzięło udział 12 brodaczy. Komisja konkursowa oceniała m.in. kapelusz, maskę i okrycie brodaczy, ale i sposób prezentacji. W tym roku wygrał brodacz z numerem 12 – WIELKIE GRATULACJE!!!

Tego dnia również nie zabrakło pokazów wypiekania sękacza, stoisk z pamiątkami oraz rozgrzewających posiłków przygotowany przez Zespół Szkół w Sławatyczach.

PODSUMOWANIE

Podsumowując – brodacze ze Sławatycz to nie tylko kolędnicy, to strażnicy tradycji, humoru i radości. To chłopy z jajami, tak wielkimi jak plany podróżnicze przed weekendem. Szanuję ich za dystans do siebie i świata. Co jednak najważniejsze, panowie Ci pieczołowicie pielęgnują lokalną tradycję, za co należą się Im słowa uznania. Nigdzie na świecie nie widziałem, by  tak kreatywnie żegnano stary i witano nowy rok. Dlatego jeśli kiedyś znajdziecie się w okolicach Lubelszczyzny pod koniec grudnia, koniecznie zatrzymajcie się w Sławatyczach. Tylko tu doświadczycie tej niezwykłej podróży po odjechanym świecie brodaczy. Zachęcam Was do przyjazdu do Sławatycz również z wielu innych powodów. Wieś nie jest duża, ale ma do zaoferowania wiele ciekawych atrakcji turystycznych, choć to już opowieść na zupełnie inny wpis. Pamiętajcie też o „sławatyckich babkach”, szczególnie te wolne czekają, na swojego rycerza, który przyjedzie po nie na  białym rumaku. Zostawiam Was z fotografiami z mojego wyjazdu w te strony. Trzymajcie się zdrowo – cześć!!!

 

 

linia

Wpis powstał dzięki wsparciu Patronów:

AMBA team, anonimowemu Patronowi oraz Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Lubelskiego.

DZIĘKUJĘ WAM

 

 

Zainspiruj się podróżniczo i zobacz moje  WYPRAWY

Zajrzyj  po więcej zdjęć do mnie na INSTAGRAM

Bądź na bieżąco, polub już dziś mój profil na FACEBOOK’u

Podobał Ci się wpis? Wesprzyj blog i zostań moim PATRONEM

✈ Blog podróżniczy | Patronite| Travel| Fotografia | Polska | Województwo Lubelskie 

Wszelkie prawa zastrzeżone © Rafał Bil Fotografia 2023