Blagaj
Blagaj – Bośnia i Hercegowina
ABC o miasteczku z klasztorem
przyciągającym turystów z całego świata.
Mam nadzieję, że wypoczęliście po naszej ostatniej wspólnej wyprawie. Tym razem zabieram Was do miejscowości Blagaj, która jest pięknie położona nad rzeką Buną. Znajdujemy się blisko granicy Federacji Bośni i Hercegowiny z Republiką Serbską. W kantonie hercegowińsko-neretwiańskim znajduje się niesamowity klasztor derwiszów i jest to jedna z najważniejszych atrakcji w tej okolicy, ale jak się okazuje nie jedyna. Nie wiem jak Wy, ale ja, jak patrzę na to co dzieje się na świecie, mam nieodparte wrażenie, że podróżowanie może stać się niestabilne, niczym kredyty we frankach. Korzystajmy więc póki się da, szczególnie, że na mój koszt i oczywiście moich Patronów, bez których ta wyprawa by się nie odbyła – za co Im serdecznie z tego miejsca dziękuję. W zamian – czeka Was dziś równie brawurowy wpis niczym wyprzedzanie tira na trzeciego. Zatem nie ma co przedłużać rączki na myszkę i skrolujemy.
A jak atrakcje
Główną atrakcją turystyczną jest na tych terenach klasztor Derwiszów, nazywany przez miejscowych Tekke, lub Blagaj Tekija. Został wybudowany w 1520 roku w czasach panowania Sulejmana Wielkiego. Nie chcę Was jednak zanudzać historią, ale zdradzę Wam tylko, że przez kilkaset lat był centrum religijnym całej okolicy. Obecnie stał się turystyczną mekką, która przyciąga turystów z całego świata. Idąc do klasztoru mijam sklepiki z lokalnymi wyrobami rękodzielniczymi oraz chińskim badziewiem. Znaleźć tu też można fantastyczne przyprawy, pyszne miody czy tradycyjne stroje, nie brakuje też produktów prosto z Chin. Ceny za wybrane towary są tu jednak wyższe niż w innych bośniackich miejscowościach. Takie są prawa rynku, ale o samych cenach będzie więcej trochę później.
Gdy docieram do celu moim oczom ukazuje się budynek w stylu otomańskim, w którym przed wiekami Derwisze odprawiali swoje obrzędy. To tak naprawdę kompleks niewielkich budynków w stylu otomańskim. Można je zwiedzać, ale np. kobiety muszą mieć zakryte głowy i plecy. Nie mogą mieć także odsłoniętych kolan, dlatego panie w miniówkach czy panowie w krótkich szortach do środka nie wejdą. Sam Klasztor uchodzi za jeden z najpiękniejszych i najciekawszych obiektów w całej Bośni i Hercegowinie. Jedno też trzeba przyznać, że jest bardzo malowniczo położony u stóp pieczary, z której wypływa a właściwie wybucha na powierzchnię rzeka, ale o niej też będzie jeszcze nieco później. Liczę, że tak dozując Wam emocje oraz informacje – doczytacie mój wpis do końca.
Warto też wspomnieć, że kilkaset metrów za miasteczkiem nad rzeką Buna znajduje się również kamienny most Karadoz-bega z 1570 r., z którym sąsiadują ruiny tureckiej łaźni (Karadoz-beg Hamam) z końca XVI w. Kolejną atrakcją Blagaj są ruiny tureckiej twierdzy, które również warto zobaczyć będąc w tych stronach. Od tych wszystkich miejsc to cieszyłem się tak bardzo jak wtedy, gdy dowiedziałem się z TV, że można dostać dobrej klasy samochód od bezdomnego.
B jak Buna
W Blagaju znajduje się największe w Europie wywierzysko krasowe. Woda wypływa tutaj wprost spod Ziemi. Najpierw płynie tam na długości 19 kilometrów, by następnie, już na powierzchnię, wydostać się właśnie w Blagaju. Co ciekawe, woda ma stałą temperaturę około 10 stopni. Trzeba przyznać, że nad tą rzeką czuje się przyjemne orzeźwienie. Na mnie niesamowite wrażenie zrobiła sama rzeka Buna (Vrelo Bune), która wypływa spod 200-metrowego wapiennego klifu i jest dopływem Neretwy. Podobno na szczycie tych wysokich skał znajdują się gniazda orłów.
Szacuje się, że wydajność tego wywierzyska to aż 43 metry sześcienne na sekundę – można powiedzieć, że tutejsze źródło wybija niczym dzwony w Licheniu. Gdy dodamy do tego atut pięknej, turkusowej barwy wody i jej krystaliczną czystość – całość sprawia, że chce się tu jeszcze kiedyś powrócić. Brzegi rzeki z obu stron zabudowane są restauracjami z tarasami widokowymi, z których turyści podziwiają uroki tej malowniczej miejscowości i mogą też skosztować lokalnej kuchni. Miejsce jest rzeczywiście bardzo przyjemne i mój aparat szybko się z nim zaprzyjaźnił. Nic tylko chodzić i zwiedzać. Przyznam się Wam, że ostatnio takie emocje to miałem chyba w dzieciństwie, jak siadłem niechcący na mrowisku i też latałem z miejsca na miejsce, jak opętany i to zupełnie nie z powodu tutejszych cen.
C jak ceny
Wstęp do klasztoru derwiszów jest płatny i każdego dorosłego kosztuje 4 KM. Pamiętajcie jednak o odpowiednim ubraniu, bo bez niego możecie do środka nie dostać się za żadne pieniądze. Jeśli zapomnicie odpowiednich ubrań, bez obaw – przy wejściu do blagajskiej tekke stoi sympatyczny pan, który przyodzieje Was w chusty, należy się nimi owinąć. Wszystko to po to, żeby Wasze odkryte, nagie części ciała nie siały zgorszenia. Jeżeli np. wasze odkryte ponętne łydki okażą się nazbyt wulgarne i perwersyjnie z punktu widzenia seksualnego podejrzane, również będziecie musieli je zakryć. Musicie wiedzieć – tu nie ma zmiłuj – bo inaczej tutejszy „bramkarz” Was nie wpuści do środka. Niech nie zaskoczy Was też fakt, że poproszeni też zostaniecie o zdjęcie butów. Jeśli teraz zastanawiacie, się czy poza pamiątkami z tej wyprawy wyniosłem coś jeszcze – np. grzybicę stóp lub jakieś kurzajki, to uspokoję Was – wymoczone później nogi w tej krystalicznie czystej wodzie i krótka modlitwa w intencji stóp wystarczyły, a te są po dziś dzień zdrowe.
Jeśli chodzi o dodatkowe atrakcje, o których zapomniałem napisać – to istnieje też możliwość (za kolejną drobną opłatą około 2KM) wpłynięcia na pontonie do jaskini, skąd bierze swój początek rzeka Buna. Niestety kiedy ja dotarłem na miejsce, akurat Pan, który zabiera ludzi na swój „pokład” miał przerwę. Zapomniałbym – płatny jest również parking. Ja płaciłem jednorazową opłatę 2KM za auto i to bez limitu czasowego. Jedno jest pewne, podróże to jedyna rzecz na którą wydajemy pieniądze, a stajemy się bogatsi – dlatego będąc w takich miejscach nie dziadujcie, podróżujcie, doświadczajcie i odkrywajcie – bo eksploracja świata to chyba jedna z najprzyjemniejszych spraw jaką możemy uprawiać. Zaznaczam, że nie przypadkowo użyłem słowo „jedna”.
PODSUMOWANIE
Powoli dobiega końca nasza wyprawa. Nadszedł też czas na podsumowanie. Jeśli miałbym się czegoś czepić, to faktycznie jest to utarty szlak turystyczny i liczba odwiedzających to miejsce ludzi jest duża. Warto jest więc przyjechać tu rano, kiedy wszystkie turystki Grażyny jeszcze ucinają komara zamiast wchodzić ci usilnie w kadr, gdy chcecie uchwycić piękno tego miejsca. Miejcie też na względzie, że do tego Blagaj przyjeżdża się raczej na chwilę, dłuższą lub krótszą, ale na kilkudniowy wypad bym Wam tego miejsca nie polecił. No chyba, że lubicie tłumy turystów lub długie wpatrywanie się w rzekę, a ograniczona ilość atrakcji i spora ilość lokalnych knajpek staną się argumentem a contrario.
Blagaj to bez wątpienia instagramowa miejscowość jak z pocztówki, która mam jednak wrażenie, że piękna jest trochę na pozór, ale zawsze mogę się mylić w końcu to tylko mój subiektywny blog i również moje mało obiektywne odczucia. Mam jednak nieodparte wrażenie, że dzisiejsza podróż Wam się podobała, a na zdjęcia patrzyło się równie miło, jak ZUSowi na nasze składki zdrowotne. No nic pozostaje się pożegnać. Trzymajcie się zdrowo i do następnego razu. Cześć!
Blog powstaje dzięki wsparciu Patronów:
AMBA team, Ryjek, Woj, Halina Piórkowska-Karuś,
Tygrysek od Puchatka oraz anonimowy Patron.
DZIĘKUJĘ WAM
Zainspiruj się podróżniczo i zobacz moje WYPRAWY
Zajrzyj po więcej zdjęć do mnie na INSTAGRAM
Bądź na bieżąco, polub już dziś mój profil na FACEBOOK’u
Podobał Ci się wpis? Wesprzyj blog i zostań moim PATRONEM
#rafalbil #blog podróżniczy #fotografia #podróże #patronite
✈ Blog podróżniczy | Patronite| Travel| Fotografia | Polska | Lanzarote | Cueva de los Verdes 🗺
Wszelkie prawa zastrzeżone © Rafał Bil Fotografia 2021